Lotnisko i komunikacja

Lanzarote jest częścią archipelagu Wysp Kanaryjskich. W przeciwieństwie do pozostałych wysp jest najmniej zielona. Nazywana jest „wyspą wulkanów” ze względu na ponad 300 wulkanicznych stożków, które znajdują się na jej terenie, przy czym niektóre z nich są nadal aktywne. Niezwykły, niemal księżycowy krajobraz wyspy to skutek licznych erupcji wulkanicznych, które miały tu miejsce ponad 300 lat temu. Ostatni wybuch wulkanu miał miejsce w 1824 roku. Lotnisko jest bardzo dobrze skomunikowane z najpopularniejszymi miejscami na wyspie. Przy wyjściu z lotniska praktycznie zawsze znajdziecie zaparkowane taksówki. Jeżeli chcecie poruszać się po wyspie komunikacją publiczną koniecznie zainstalujcie aplikacje Moovit – niestety w Google Maps nie znajdziecie rozkładów jazdy autobusów. Linia 161 zawiezie was do Puerto del Carmen (10-15 min jazdy) a swoją trasę kończy w Playa Blanca (około 50 minut jazdy).

Puero del Carmen

My naszą dwutygodniową przygodę z wyspą rozpoczęliśmy w Puerto del Carmen, a konkretnie w hotelu Jameos. TUTAJ możecie poczytać i nim więcej. Jest to jedna z głównych miejscowości wypoczynkowych na Lanzarote, znajduje się na jej południowo-wschodnim wybrzeżu. Największą atrakcją miejscowości są wspaniałe, ciągnące się wiele kilometrów, piaszczyste plaże. Ponadto miejscowość wyróżniają świetne warunki do uprawiania sportów wodnych i intensywne życie nocne – jest tu masa restauracji, klubów nocnych i dyskotek – większość, a właściwie wszystkie;) – oglądaliśmy za dnia, jednak sama ilość potwierdza, że jest to „imprezowa stolica wyspy”:) Puerto del Carmen jest też świetnym miejscem dla miłośników zakupów. Znajdziemy tu zarówno sklepiki z pamiątkami, jak i eleganckie butiki. Najwięcej sklepów znajduje się przy głównej ulicy miasta – Avenida de las Playas.

Arrecife

Arrecife to stolica Lanzarote, położona we wschodniej części wyspy, która pełni jej funkcję od 1852 roku (wcześniej było to Teguise). Zajmuje ona powierzchnię 22 km kwadratowych i jest ona największym miastem na wyspie. Mieszka tutaj ponad 70 tysięcy ludzi co jest jedną trzecią wszystkich mieszkańców Lanzarote. Na tutejsze warunki to metropolia;)

Szczerze mówiąc, nas trochę rozczarowało, nasza wizyta przypadła na styczeń, trwała calima – może to spowodowało, że w naszym odczuciu było tu pusto i mimo obietnic, miasto ani trochę nie tętniło życiem – podobno w sezonie jest zupełnie inaczej. Warto zajrzeć jeżeli będzie w okolicy – plaże są przepiękne. Na naszych chłopakach wrażenie zrobił Castillo de San Gabriel, czyli Zamek Świętego Gabriela. Wznosi się na jednej z wynurzających się w głąb oceanu wysepek o nazwie Islote de los Quemand. Do twierdzy (oprócz drogi morskiej) dochodzi się albo kamiennym traktem, albo zwodzonym mostem Puente de las Bolas z charakterystycznymi kolumnami z kulami armatnimi. Znajduje się w nim muzeum którego nie dane nam było zobaczyć – wedle Googla wstęp kosztuje 6 Eur i zwiedzanie zajmuje około 15 minut.

Co ciekawe, w Arrecife ulokowany jest jedyny na wyspie wieżowiec – hotel. Dlaczego wszystkie inne budynki są „niższe od palm”? W tym miejscu nie sposób nie wspomnieć o César’ze Manrique. Wyspa jaką znamy dzisiaj w duże mierze, zawdzięcza swój charakter właśnie jemu. Urodził się w Arrecife. W 1945 roku rozpoczął studia w Academia de Bellas Artes de San Fernando w Madrycie. W 1964 roku wyjechał do Nowego Jorku, w1968 roku Manrique wraca na rodzinną wyspę na stałe. Rozpoczyna pracę nad swoim najważniejszym, najbardziej osobistym projektem – zachowania oryginalnego charakteru Lanzarote, naturalnego wplecenia sztuki w krajobraz. César Manrique dążył do zachowania tradycyjnego, niskiego budownictwa i określonego ładu przestrzennego. Był wrogiem masowej turystyki. Uważał, że krajobraz powinien pozostać naturalny, bez sztucznych elementów, bez reklam. To właśnie artyście zawdzięczamy ogród kaktusów w nieczynnym kraterze, salę koncertową wewnątrz skalnej groty oraz taras widokowy wpisany w klif. Struktury te pomimo swojego rozmachu wkomponowane są w krajobraz, zgodnie z prostą zasadą „dom musi być biały i niższy niż palma”. Manrique sprawił, że Lanzarote to miejsce szczególne, bez wielkich hoteli nastawionych na masową turystykę, bez tablic reklamowych, za to z tradycyjnym budownictwem oraz Wind Toys, rzeźbami ruszającymi się na wietrze.

Playa Blanca

Playa Blanca to najbardziej wysunięta na południe miejscowość wyspy Lanzarote, będąca dawniej niewielką wioską rybacką. Z czasem stała się ona drugim pod względem popularności kurortem wypoczynkowym na wyspie. Rozciąga się ona od zachodu począwszy od plaży Papagayo w Las Coloradas aż po latarnię morską Pechiguera – wzdłuż wybrzeża znajduje się siedmiokilometrowa promenada. Jadąc tutaj mieliśmy dwa cele – Montana Roja i park wodny. Montana Roja ma 312 metrów i jest dumą Narodowego Parku Corralejo. Ze szczytu widać połowę wyspy i rozciąga się widok na Ocean Atlantycki. Wejście jest spokojne, 4-ro latki spokojnie je pokonają. Ale (!) ku naszemu zaskoczeniu, jednogłośnie stwierdziliśmy, ze Montana di Tinaguache która odwiedziliśmy będąc w Teguise zrobiła na nas większe wrażenie (w następnym akapicie więcej info i zdjęć stamtąd) . Nie znaczy to, że tutaj nie warto wchodzić – warto 😉 Spacer, z plaży na szczyt Monte Roja i z powrotem, nie zajął nam nawet 2 h, a na stanie miałam cztero- i sześcio- latka. Aqualava Water Park – o nim możecie przeczytać więcej TUTAJ. Tutaj przetestowaliśmy aż dwa hotele – THB Tropical Island o którym możecie poczytać TUTAJ oraz TUI Flamingo o którym możecie poczytać TUTAJ

Costa Teguise

To najmniejszy z trzech głównych kurortów Lanzarote. Od lotniska oddalony jest o około 14 km. Znajdziecie tu niską zabudowę, typową dla całej wyspy. Największe wrażenie robi promenada wraz ze ścieżką rowerową, prowadząca wzdłuż pięciu plaż. Jest to idealne miejsce zarówno dla rodzin z dziećmi jak i zapalonych sportowców – miejsce idealne dla triathlonistów i biegaczy – tutaj znajduje się start maratonu na Lanzarote. Trafiliśmy do hotelu Seaside Beach który jest kultowym miejscem wśród sportowców. TUTAJ poczytacie o nim więcej. Miejscem które zdecydowanie warto odwiedzić, a zaskakująco mało osób je poleca jest Montana de Tinaguache. Bardzo ciekawy wulkan, na który spokojnie możecie wybrać się z 3-4 latkami. Kaldera robi spore wrażenie, szczególnie na dzieciach, a ich satysfakcja ze zdobycia szczytu była ogromna. Cała wycieczka zajęła nam około 2h – 2,5h – z wybrzeża do podnóża wulkanu jest około 3 km, samo wejście na szczyt trwało może 20 minut, schodzenie trochę więcej;) W okolicy znajduje się również aquapark – niestety w styczniu był nieczynny.

Jeden komentarz

  1. Thank you for sharing superb informations. Your site is very cool. I’m impressed by the details that you’ve on this web site. It reveals how nicely you understand this subject. Bookmarked this web page, will come back for more articles. You, my pal, ROCK! I found just the info I already searched everywhere and just couldn’t come across. What a perfect web-site.

Dodaj komentarz